Chwile, w których nic nam się nie chce, mamy zły humor, szef nakrzyczał na nas w pracy, w domu układa się wszystko inaczej, niż byśmy sobie tego życzyły… to jak wszyscy wiedzą – czas na zakupy. Kiedy jednak portfel świeci pustkami i nawet na rzeczy z promocji nie możemy sobie pozwolić, sytuacja zaczyna wyglądać beznadziejnie.
A wcale nie musi tak być! Wystarczy wykrzesać z siebie odrobinę zakorzenionego gdzieś w środku dobra i na chwilę zapomnieć potrzebach własnej szafy.

Zakupy sprawiają przyjemność przez sam fakt chodzenia po sklepach i wybierania ładnych rzeczy z możliwością ich późniejszego oglądania. Jeżeli nie mamy więc pieniędzy na upiększenie siebie, pomóżmy komuś innemu. Na pewno mamy obok siebie koleżankę, która wygląda, jak strach na wróble i właśnie zamierza kupić kolejny ciuch – koszmar albo kolegę, który nie ma kobiety… i to po nim widać.
Zabierając taką osobę na zakupy zarówno pomagamy jej, jak i sobie. Warunkiem jest jednak, by nasz „podopieczny” chciał słuchać naszych rad i byśmy same nie podchodziły zbyt ambicjonalnie do zadania. Wystarczy, że na kilka rzeczy zakupionych tego dnia, jedną możemy nazwać swoim sukcesem. Później, gdy zobaczymy w pracy, czy na spotkaniu ze znajomymi koleżankę – bezguście w rewelacyjnej bluzce, którą same jej poleciłyśmy, będziemy mogły słusznie pękać z dumy.
Istnieje też spore prawdopodobieństwo, że inni znajomi zauważą zmianę w wyglądzie człowieka, któremu pomogłyśmy się dobrze ubrać. Nie powinnyśmy się puszyć na prawo i lewo, że to nasza zasługa. Trzymane wewnątrz szczęście i duma „dłużej zachowują świeżość” i nie mijają tak szybko. A poza tym.. a nuż nasz podopieczny podziękuje nam za pomoc (lepiej na to nie liczyć na początku zadania, bo zawód sprawi, że humor będzie jeszcze bardziej podły niż na starcie) i sam pochwali się innym, kto pomógł mu ubrać się jak należy?
am
