Pytanie to od jakiegoś czasu zadają sobie wszyscy. Zaczynając od polityków, poprzez duchowieństwo, po babcie i dziadków nie mogących doczekać się wnuków, po same kobiety, które właśnie nie decydują się na dziecko.
Dlaczego Polki nie rodzą dzieci? Jest na to wiele odpowiedzi, które zależą indywidualnie od każdego małżeństwa, jednak jedna rzecz powtarza się zbyt często: obawa o utratę pracy. Zatem, o jakiej polityce prorodzinnej mówi się w naszym kraju?
Śmieszne jest to i poniżające dla rodzin polskich, że proponuje się je przekonać do rodzenia dzieci za pieniądze. Czy jakakolwiek matka decydowałaby się na urodzenie dziecka z powodu pieniędzy od państwa, czy tak naprawdę od podatników, w efekcie od siebie samej, od sąsiadów i innych osób.

Znam osoby, które wolałyby już nigdy nie mieć dziecka, niż korzystać z „opieki” dobrego państwa, które wyda pieniądze podatników na kilka paczek pieluch. Na nic innego bowiem już nie wystarczy z tych pieniędzy, jakie dostajemy niby od państwa (a tak naprawdę, znów to powtórzę, ponieważ jest to ważne – od podatników).
Polityka prorodzinna w tym kraju to jakiś dowcip, coś, co ktoś wypowiedział, ale zadławił się śmiechem. Polityki prorodzinnej nie ma. Absolutnie żadnej. Kobieta, która chce urodzić dziecko, urodzi je. I co dalej? Zajmie się dzieckiem przez jakiś czas, i zaraz skończy się jej urlop. Co dalej? Dziecko jest za małe, aby nawet przyjęli je do żłobka, pomijając to, że matka ma prawo nie chcieć oddawać dziecka do żłobka. Pozostaje więc wynajęcie opiekunki. Nie ma innej możliwości. W niektórych rodzinach babcie czy inne osoby z rodziny zajmowały się dziećmi, jednak do niedawna. Teraz nawet babcie pracują, aby dorobić sobie do emerytury, bo jeśli nie dorobi, nawet na czarno, zabraknie jej na leki i co wtedy?
Bardzo dużo politycy mówią o tym, że w Polsce jest praca, jest całe mnóstwo pracy. Tylko dla kogo ona tak naprawdę jest i gdzie? Nie zauważyłam, aby zmieniło się coś w płacach, więc nic dziwnego, że Polacy emigrują. Wyjeżdżają do Irlandii, teraz Dublin to ich Warszawa. Latają też do Londynu i do coraz większej ilości innych europejskich miast. W takiej sytuacji w Polsce rzeczywiście musi być praca „do wzięcia”, jeśli już nikogo tu nie ma. Niedługo pozostaną prawdziwe pustki, społeczeństwo się zupełnie zestarzeje, a obecnie małe dzieci też wyjadą. Rodzice już je przygotowują do tego, chociażby, ucząc angielskiego od małego. Wielu rodziców planuje już teraz studia dla swoich dzieci za granicą, bo po cóż miałyby studiować akurat w Polsce? Przecież tu nic nie ma.
Jeżeli jest więcej Polaków na emigracji, to być może tam rodzą się jakieś dzieci, ale to już nie są polskie dzieci, i na pewno nie przyjadą do Polski pracować na tutejszy rząd i na polskich starców. Te dzieci są europejskie i w prawdziwej europie zostaną. Niektóre nawet nie potrafią mówić po polsku, ale od razu są przygotowywane przez swoich rodziców na rynek zachodni. Rodzice tych dzieci są świadomi, że nie ma sensu powrót.
Politycy nawołują do powrotu. Jednak Polacy nie wracają, a robi się jeszcze goręcej: wyjeżdża ich coraz większa liczba. Właściwie, już nie wiadomo, kto jest tu, a kto tam. Polacy pracując za granicą, studiują jeszcze nieraz na polskich uczelniach, robią to zdalnie, za pomocą Internetu, tylko od czasu do czas latają do Polski na zaliczenia. To normalne.
Nie ma w Polsce też budowlańców, kto więc zbuduje gniazdka dla polskich małżeństw, aby mogli tam urodzić i wychować swoje maluchy? Tymczasem, budujący dom, zamiast myśleć o nowych dzieci, zastanawiają się, jak tu schwytać jakiegoś kierownika budowy, nie mówiąc już nawet o ekipie.
Polska to śmieszny kraj. Mieszkający tu ludzie nie mają wyboru – muszą jechać. Polska ich do tego zmusza. Sytuacja jest nie do wytrzymania. Ponadto jest coraz gorzej. Dlaczego? Ceny wciąż rosną, i nie ma dla nich żadnej granicy. Wszystko drożeje: chleb, mięso już dawno podrożało, teraz kolej na gaz, materiały budowlane i wiele innych rzeczy. Co może, to drożeje, tylko jedno stoi w miejscu: nasze zarobki. One nie przesuwają się w górę ani o jotę. I nic z tym nie można zrobić.
Zatem, jak przy krajowych zarobkach i europejskich cenach, zbudować dom i jeszcze go utrzymać? Może gdyby człowiek mógł żyć trzysta lat, mógłby zdążyć. A tak to tylko zdąży zaciągnąć kredyt, który będą być może spłacać jego dzieci. Niektórzy boją się zaciągnąć kredyt, wolą nie ryzykować. Jednak ilu ludzi je wzięło, decydując się tak naprawdę na nieznane, ponieważ nigdy nie wiadomo, co nowego wymyślą politycy. Gdyby osoby, które wzięły kredyt na mieszkanie czy budowę domu, nie zrobiły tego, to w Polsce mieszkaliby sami bezdomni, których nawet nie zawsze na wynajmowanie mieszkania byłoby stać. Za wynajem trzeba płacić słono, a najbardziej słono w dużych miastach. Im większe miasto, tym większe szansę na znalezienie pracy, ale tym wyższa cena wynajętego mieszkania. Mieszkanie w Krakowie, nawet to najmniejsze, 20 metrowe, można wynająć za 700 zł, rzadkość to 500 zł, ale to musiałoby być daleko od centrum, np, w Nowej Hucie czy w Bieżanowie. Mieszkanie dwupokojowe, 45 metrowe wynajmiemy za minimum tysiąc złotych, przy czym nie wolno zapominać, że to tylko opłata za samo mieszkanie. Trzeba jeszcze zapłacić za prąd, wodę, gaz, za ogrzewanie, za wywóz śmieci – i już jest 1500 zł. Jeśli ogrzewanie w mieszkaniu, które wynajmujemy jest na prąd, cena ta rośnie okrutnie, nawet do 2 tysięcy lub bardziej w zimie. Tymczasem zarabiamy tyle, ile zarobić może osoba po studiach, pod warunkiem, że uda się jej znaleźć pracę: czyli 800 zł.
Jak za 800 zł wynająć mieszkanie, którego wynajem wynosi 1500 zł, i jak do tego jeszcze urodzić dziecko i wychować je? Jest to niemożliwe. Jeśli więc mąż zarobi 800 zł i żona 800 zł, i zapłacą za wynajem mieszkania 1500, to na życie zostaje im 100 zł. Nie wystarczy nawet na śniadania na cały miesiąc. Jak można więc żądać, ponieważ inaczej nie da się nazwać takiej sytuacji, od rodzin, aby miały więcej dzieci? Po co mają mieć dzieci, i jak mają je mieć, skoro nie mają sami dla siebie nawet pieniędzy?
Być może jedyna szansa na przetrwanie Polaków rysuje się właśnie za granicą. Przynajmniej tam, kiedy si,e zarobi, to da się za to przeżyć, bo zeny europejskie, ale zarobki też europejskie, nawet dla sprzątaczki czy kelnerki.
Czy jednak kobiety na obczyźnie będą rodzić dzieci? To też jest trudne pytanie, a odpowiedź jeszcze trudniejsza, i być może, rozczarowująca niejednego. Kobiety pracujące tam nie mają czasu na rodzenie dzieci. Zwykle, kiedy ktoś wyjeżdża do pracy za granicą, i jest nastawiony na zarabianie pieniędzy, będzie pracował maksymalną ilość godzin. Czyli nie 8, ale 10 i 12 a nawet więcej.
W takiej sytuacji nie ma szans na żadne dzieci, nie tylko na ich urodzenie, ale nawet spłodzenie. Jeśli zaś młodzi małżonkowie czy w chwili obecnej nawet narzeczeni, zechcą wrócić do Polski, kiedy zarobią tu pieniądze na mieszkanie, minie kilka lub kilkanaście lat. Wtedy na dziecko może być już za późno. Ale przynajmniej będą mieli dom, bo pracując w Polsce przez całe życie nie zarobiliby ich.
Zanim więc kobieta zdecyduje się na dziecko będąc w takiej sytuacji, czy w kraju czy za granicą, musi się dobrze zastanowić. Wiele kobiet, słysząc o tym, że nasz naród mógłby wymrzeć, naprawdę ma ochotę urodzić dzieci, jednak nie może. Zwyczajnie nie jest tego w stanie zrobić. A szkoda, bo kobiety też chciałyby mieć dzieci, móc je wychowywać i spokojnie żyć.
ika
