Nikomu nie jest miło, gdy idzie do sklepu – rodzaj: monopolowy, prosi albo sam sięga po małe piwo, stawia na ladzie, wyciąga portfel, chce zapłacić, z uśmiechem na twarzy, a tu nagle czar pryska – jest proszony o dowodzik. A nie ma. Nie tyle, że go zapomniał, ale po prostu nie ma prawa właściwie go mieć – nie ukończył osiemnastego roku życia. Zaczyna się plątać w zeznaniach, opowiada, że zostawił w domu, że „za chwilę przyniesie”, że… No właśnie, „yyy” i „eeee” biorą górę w wypowiedzi – ogólnie nieskładnej i bezwyrazowej.
Oczywiście obraz taki jest rzadki. Większość sprzedawców w sklepach nie respektuje tego zakazu (albo nakazu?). Nastolatkowi mają dziś super metody. Alkohol załatwią zawsze i wszędzie, gdy tylko najdzie ich na niego ochota. A nie zawsze jest to takie rewelacyjne. Czasem jest naprawdę lepiej bez alkoholu.
Bo każdy na niego reaguje inaczej. Niektórych strasznie szybko po nim bierze, niektórzy po nim wymiotują, innych muli do tego stopnia, że idą spać, zamiast na przykład się dobrze bawić. I wtedy wszystkie plany dobrej imprezy idą na drugi plan. Nie dość, że traci się na tym pełno pieniędzy, to często efekty tego są po prostu opłakane. Z resztą – rzeczywiście, czasem trzeba się nieźle sparzyć, aby pewne rzeczy zrozumieć…
Marta Akuszewska