Czasy współczesne, za sprawą dyktatu wiotkiej sylwetki, to złota era wszelakich diet odchudzających. Niezależnie od naszej niechęci do wychudzonych modelek, i od przerażających relacji o osobach dotkniętych anoreksją bądź bulimią – zawsze, podczas oglądania kolorowych magazynów, rodzi się z nas ukłucie: A może jestem za gruba?
Takie myślenie nie jest problemem, gdy stosuje je osoba z autentyczną nadwagą. Być może wtedy, na skutek refleksji nad sobą, zmieni ona swe gabaryty, a tym samym jakość życia.
Nieszczęście zaś wówczas jest gotowe, gdy odchudzać zaczyna się osoba już szczupła, a zarażona myślą, że jest jej zbyt wiele.
Po pierwsze, to może być wstęp do poważnych zaburzeń (wspomniana już anoreksja i bulimia) – a po drugie, to znak ostrzegawczy dla osób z jej otoczenia.
Nie zawsze liczenie kalorii powinno budzić lęk, niemniej, gdy wśród nas zaczyna się tym zajmować osoba, która zupełnie nie potrzebuje takich statystyk – wtedy dobrze jest, gdy staniemy się czujni. Bo najlepiej tego typu problemy rozwiązywać w zarodku, a nie, gdy wymagać zaczynają już hospitalizacji.
Dlatego okazujmy zainteresowanie tym, co mówią – szczególnie kobiety – w naszym otoczeniu. A gdy któraś z nich niepotrzebnie przejmuje się własną sylwetką, wtedy zaproponujmy jej udział w jakiś zajęciach ruchowych – to zmienia myślenie, i często oddala myśli o diecie.
MŚ